wtorek, 11 lutego 2025

Ta chwila

Rozpocznę od serii refleksji dotyczących człowieka. 

Stwierdzam, że musi istnieć jakaś bezwzględna zależność między tym, co jest powierzone człowiekowi, jego życie, przejawy tego życia, jego działanie, a następnie rezultat podjętych wyzwań. Człowiek otrzymuje potencjał ku ruchowi, ku dynamice, która w konsekwencji czyni go kimś kogo rozpoznajemy poprzez konkretne fakty jego działania, stawania się w orbicie całości jego czynów. To naturalna jego dążność ku czemuś, chęć skierowana na właściwą dla niego rzeczywistość. Rzeczywistość rozwoju, edukacji, nabywania świadomości w obszarze wykonywanego zawodu. 

Te działania wynikają z jego sił wewnętrznych, a także sił zewnętrznych, wpływających na niego. Nie sposób cienką linią oddzielić dynamizm przenikania się kierunków od środka człowieka na zewnątrz, a także tego, co idzie od zewnątrz i wpływa na wnętrze. Zawsze zachodzi korelacja, z różnym natężeniem, istotne by te zależności mogły wzajemnie na siebie wpływać nie niszcząc, to znaczy nie hamując naturalnego rozwoju człowieka. Mowa tu nie tylko o wszelkich informacjach płynących z gazet, mediów wartościujących człowieka, budujących jego świat, ale także wszelkich impulsów człowieka, treści słów, które mogą albo wzmocnić człowieka, dowartościować, albo zablokować.

Gdybyśmy wzięli za przykład osobę, która odniosła sukces, jest popularna. To poza wiedzą o odniesionym sukcesie, właściwie narracją, że jest to sukces, bo tego wykluczyć nie możemy nic się nie dowiadujemy. Słowo to bowiem wymaga rozumienia dla mnie osobiście, a nawet bardziej rozumienia wymaga wszystko, to, co robię, co chce zrobić i co nazwę moim sukcesem, co istotne mierzalnym dla mnie, mierzalnym w aspekcie owoców nie tylko dla mnie, ale także dla innych w okuł mnie.

Pytanie, co dla nas to znaczy? Czy my sami w podobnym miejscu nazwalibyśmy to zjawisko za sukces, czy jest on dla nas mierzalny? Czy jest to sukces? Co tkwi w słowie sukces? Czy oznacza on wzrost osoby? Jako możliwa moja dążność, która właściwie, co mi daje? Nawet gdybym mógł liczebnie zanalizować, przełożyć, odnieść do swojej chęci, to czy mogę poznać całą otchłań prawdy o tym człowieku i nazwać to sukcesem? Jego pierwiastek intymności? Czy możliwe jest wartościowanie człowieka, gdy jest on dla mnie właściwie obcy, a posiada jedynie statut reklamy? 

Rzeczywistość XXI w. to przełom w komunikowaniu się ludzi, to także zmiana egzystencji, to przechylenie ciężaru doświadczenia egzystencji człowieka, żywego kontaktu z nim do iluzji redukcji relacji będącej tylko czystą informacją. Redukcji, która jest odarta z tej subtelnej wiązki światła zwanego życiem, bólem egzystencjalnym.

Bólem nazywam poszukiwanie siebie, poszukiwanie swojej drogi, to konsekwencja płynąca z walki o siebie, często przejawiająca się jako naturalna ciekawość świata. Redukcja ta powoduje, iż utraciliśmy duszę. Dostęp do niej.

Dlatego uważam, że to czynione przez człowieka stop wszystkiemu, co łaknie i pożąda, a co nie zbadał głęboko stanowi dla niego ratunek. Człowiek w niewielkim stopniu rozumiem samego siebie gdyż potrzebuje pracy w przestrzeni własnego wnętrza.

Nie potrafi ich nazwać w sobie samym, sił tkwiących w tym świecie, będących pułapkami zastawionymi na człowieka niczym na mysz.

W każdym człowieku istnieje otchłań - jego własna - otchłań jego egzystencji. Nie da się przejść obok niej, nie widząc jej, udając, że ona nie istnieje. Nierozumienie siebie, swojej aktualnej chwili, sprowadza na człowieka prędzej, czy później konsekwencje; gdyż otrzymał on potencjały, których pomijanie to swoista próba aby stopy, które służą do chodzenia na przód zmusić siłą woli do kroków do tyłu, idąc tak, tym samym oddalamy swój wzrok od tego, co przed nami.

Od wielu lat w mojej głowie tkwi myśl stworzenia przewodnika do zrozumienia i odkrycia siebie. Wydaje mi się, że pewne kroki ku temu poczyniłem w książce pt. „Aktor też człowiek”. Książka ta porusza materię ludzkiej egzystencji, fakt wyboru drogi zawodowej. Wyboru, który pociąga za sobą ruch w orbicie całej ludzkiej nie tylko wrażliwości, emocjonalności, ale szalonego kosmosu jego napięć. 

Jeśli bowiem uznamy, że każdy wybór jest oznaką spotkania z sobą na poziomie serca; idę w ten świat z otwartym sercem, swoim delikatnym mającym wątpliwości sercem i doświadczam oceny, odrzucenia, braku odpowiedzi na to działanie, kiedy mogę być przez to odarty z marzeń, kiedy spotykam się również z własnymi oczekiwania; czekam na owoc i rezultaty, to przecież finał jaki uzyskam musi we mnie wywołać coś wielkiego. Coś co mną wstrząśnie. Dlaczego bowiem nie otrzymałem tego, co pragnę? 

Co we mnie powoduje ów brak, to egzystencjalne niespełnienie? 

Tą ktoś by mógł powiedzieć ciszę. 

Wszystko, co wtedy zachodzi w człowieku dotyczy, domaga się odpowiedzi, albo na pytanie kim ja jestem? Albo na potwierdzeniu kim ja jestem? Gdzie pada odpowiedź na to pytanie? Jakiego rodzaju moment w którym jestem potrzebuje zobaczyć we mnie samym coś więcej, coś więcej niż zawód, niż narrację świata o człowieku, coś więcej niż wzrost i coś więcej niż smukłość stup, czy twarzy, coś więcej niż białe zęby. Świat czyli wszystko to, co dociera do mnie ze świata zewnętrznego, komunikatów, nigdy nie będzie osnową ludzkiego serca, przedsionkiem prawdy o nim. Jedynie handlu o towary, które są puste.

Myślę, że człowiek poznaje prawdę, która go uwalnia i umiera z odpowiedzią, ta odpowiedź przekracza bramy życia doczesnego. Cała trudność życia na ziemi to pragnienie życia w pełni, i godzenie się na jej brak, pełni jakiej nie możemy tu zastać. Zatem zdać sobie z tego sprawy z jednoczesnym brakiem pogardy tym światem. To by człowiek połączyć z sobą te dwa wektory potrzebuje realnej nauki i doświadczenia pokory, cierpliwości i łączności z tajemnicą jego serca. Tajemnicą także bólu i mocy, gdy przyjmuje go.

Ta książka ma pozwolić Ci aby spłynęła na Ciebie ta głęboka egzystencjalna woda, strumień światła. Abyś mógł oddychać, mógł żyć i rozumieć siebie, sens tego, co doświadczasz i nie tracił z oczu prawdy o sobie, prawdy tkwiącej w Tobie. I abyś w końcowym rozrachunku doświadczył, że te sytuacje, czynią Cię bogatszym, pełniejszym, że jesteś dojrzały duchowo. Ty sam stajesz się uświęcony. Co by miało znaczyć to uświęcenie? 

Wyjściem ku niemu jest fakt, zmiany w człowieku, zmiany w obszarze jego ja, zmiany w obszarze jego dojrzałości, kiedy świat jego sensu zaczyna opierać się na ziemi, która poszerza swoją powierzchnię, o te miejsca i sytuację, ale także jest obecny na tej ziemi urodzaj, który wydaje plon widoczny tylko z perspektywy wieczności. Ta perspektywa współistnieje z doświadczalnym nie stawaniu się tego, co wynikało by z wybranej drogi.

Trzeba tu jednak dodać, że to doświadczenie niespełnienia się czynu, który jest, czy był wyczekiwany jest obarczony polem ograniczonego widzenia człowieka. Fakt że jest gotowy lecz ta gotowość nie jest wypełniona, nie jest zrealizowana dotyczy tylko tej chwili. Wtedy coś co jest w człowieku istnieje niczym możliwość, człowiek tymczasem musi iść ku innemu działaniu, ku wydobywaniu z siebie potencjałów, które odsłaniają na światło dzienne inne jego cechy, umiejętności, bogactwo istnienia. I sensu jego istnienia w aspekcie czynów jego wszelkich działań i dążeń. 

Ta przestrzeń w nim stanowi potrzebę zrozumienia. 

Ból egzystencjalny jest oznaką prawdziwości życia, prawdy podjęcia wyzwania stawania się. Człowiek prawdziwie żyjący, to człowiek który pragnie żyć z sensem całości która została mu powierzona, całości potencjału jego aktywności zawodowej, jego aktywności wychodzenia ku człowiekowi z którym jest w relacji. Tu bowiem jest weryfikowane jego współistnienie z nim, z bliskimi, z wybraną osobą, którą pragnie miłować. Cokolwiek człowiek czyni, cokolwiek wybiera, gdziekolwiek idzie i jest, czy było by to świadome, czy nieświadome zawsze stoi w obliczu nieskończonej wieczności, której nie widzi z perspektywy dojmujacej go chwili, angażującego dnia, widzi tylko wtedy, gdy odejdzie na bok, gdy prozaicznie jest na spacerze, gdy przechodzi obok nagrobków; wtedy możliwe stają się myśli o istnieniu zależności nie tylko mojego ja, z otaczającym mnie światem materialnym, ale ja wobec rzeczywistości nieskończonej, pytanie czy dostatecznie uzna to za jego drogę tam? Czy będąc na ziemi, pragnie w niej i poza nią szukać takiego zakotwiczenia by było to nie tylko w perspektywie nadziei i wiary, ale namacalności jego duszy. Nieustannie jesteśmy obarczeni atakami w istnienie tej tajemnicy spotkania, które przenosić nas dalej. Ona z gruntu nie zmienia naszego położenia - statutu, wprowadza jednak w nas, tę niezbywalną wartość naszego pochodzenia i tego co nadchodzi. 

Ta perspektywa i tylko ta czyni nas ludźmi, którzy żyją w ciele, lecz ciało ich nie jest niewolnikiem. Wszelkie ludzkie dramaty, ludzkie okropieństwo swój początek biorą z faktu, że człowiek uwierzył, że nie ma w nim nic prócz ciało, nie ma nic dalej, nie ma w nim wiary, w coś więcej, nadziei. Wtedy jego rządzę o poszukiwanie sensu w bezsensie karzą mu zabijać. To morderstwo jest albo wynikiem wielkości jego frustracji w poczucie braku, albo zatrzymaniu w ocaleniu tego co może mieć tu. To co może mieć tu, jest wszystkim o co walczy aż do krwi. Wywód ten jakkolwiek wydawałby się odległy świadczy o tym, że bez świadomości, doświadczenia celu najwyższego, człowiek traci wszystko co podtrzymuje wartość jego obecnej chwili. Wszelka ludzka szlachetność, możliwości mówienia przepraszam, pytania przebaczysz mi? 

Wynika z jego wcześniejszej nawet nieświadomej wiary, istnienia wieczności którą jest Bóg.

To swoista synteza, by człowiek żyjący mógł spojrzeć na siebie jako stworzenia całościowo z obfitością jego szalonych pragnień, zrozumienia materii w jakiej żyje, że wszystko, służy mu by stawał się dojrzały i szlachetny, bo nieustannie aby rozumieć to gdzie jest potrzebuje sił duchowych, sił wynikających z rzeczywistości nieba, 

by podjął trud niesienia własnego życia, by się nie poddawał i kończąc by był bliżej światła i żył w Nim.





wtorek, 7 stycznia 2025

Z much oczu

Z mych oczu płyną łzawe krople,

pytając o zrozumienie ludzkiego szczęścia i chwil, które mogłyby otoczyć oblicze człowieka godnością przypisaną istocie, która wydała pierwszy oddech. 

Płynęłam odległości niczym gwiazdy od gwiazdy bo rzeczy przez tak długi czas nie stawały się prostymi.

Pragnęłam prostoty kroków jerza, i centymetrów sensu pracy mrówek niosących na swych grzbietach pokarm.

Zrównać się chciałam do nich, a przecież stworzona zostałam człowiekiem. Jednak człowiekiem niewiedzącym.

Choć oczy me widziały chmury i głębię kryjąca się za nimi, to widok ziemi pozostał niczym laguna o której marzą kosmośniący ludzie.

Sięgając duszy własnej kresu, wierząc w linie wskazujące słońce chyliłam serce ku objawieniu nowych dróg poznania. 

Z miłości bowiem rodziła się inna miłość mówiąca, iż tą z wczoraj trzeba nam żegnać, bo jesień czyni drzewo dębem życia i nie ma innej odpowiedzi jak pragnąc więcej, więcej bycia Tobą, który zna i wie - jedyny Ty. Ciszo ciszy.




piątek, 5 lipca 2024

Jestem super

Istnieją w zależności od czasów w jakich żyjemy tendencje podążania za tym, co iluzorycznie podnosi naszą wartość, co daje nam zapewnienie o naszej własnej atrakcyjności, fajności.

Moment w którym obecnie żyje to czasy niewątpliwej transformacji psychologiczno - społecznej - przekacentowania wartości człowieka. Myślę, że czasy mojego dzieciństwa o tyle były prostsze w dotarciu do siebie o ile uwaga ludzka nie była tak rozproszona, co obecnie.

Człowiek oczywiście nie wiedział kim jest, bo dla natury ludzkiej jest to właściwy proces, człowiek pyta i boi się, lęka niewiedzy o sobie, twierdzi wręcz, że tak pozostanie. Okazuje się jednak, że poszukiwanie i wybieranie dostarcza mu wiedzy o sobie, a nawet widzi, że staje się spokojniejszy, zyskuje dojrzałość i może mówić, że jest mężczyzna, jest kobietą. To stawanie się jest procesem psychicznym i duchowym, choć nie mówi się o tym na pierwszych stronach gazet. Tam mówi się o złamanych szpilkach i dramacie tańca z gwiazdami. Tworzy się ikoniczny wzorzec spełnionych ludzi szczęścia. Nie mówi się o ich duszy, i nie mówi się o twojej duszy.

Bez tego mówienia stajemy się protezą człowieka, który uporczywie musi napełniać się nowinkami, sensacjami, poszukiwaniem miłości w kciukach. Bez tego kciukolandu cierpimy, to cierpienie jest dobre, bo gdy zapytam dlaczego cierpię, dlaczego płacze, dlaczego jestem nieszczęśliwy wtedy dostrzege istnieje przepaści głębi serca, które potrzebuje prawdy o tym, co zaspokaja mnie, co sprawia, że w nocy śpię i jestem szczęśliwy. 

Człowiek musi chcieć więcej, musi wołać, musi szukać.

Wtedy gdy byłem dzieckiem, więcej wokół mnie było ciszy, jakiegoś pozostawienia samemu, może to rodziło przestrzeń do rozmowy z drugim człowiekiem? 

Pytanie dlaczego dziś jest trudniej? Co ta transformacja psychologiczna z nami robi? 

Uczy akcentów w którym wartość tego kim jestem nie rodzi się cicho. 

Ma się rodzić się w bólu, rodzić latami poprzez poszukiwanie odpowiedzi. Czasy obecne uczą szybkich odpowiedzi, uczą ucieczki od bólu egzystencjalnego, bo gdy nie rozumiem siebie to boli, bo budzi wątpliwość i pewność siebie i to jest normalne! 

A ja przecież muszę być pewny siebie, muszę być dobrym towarem i gotowym produktem.


Nie musisz, nie musisz, nie musisz...

Kocham Ciebie, idź spokojnie i bądź cierpliwy, dni w których ujrzysz siebie, i dostrzeżesz wartość siebie nadchodzą delikatnie.



w


artością?


Istnieją w zależności od czasów w jakich żyjemy tendencje podążania za tym, co iluzorycznie podnosi naszą wartość, co daje nam zapewnienie o naszej własnej atrakcyjności, fajnoś
Moment w którym obecnie żyje to czasy niewątpliwej transformacji psychologiczno - społecznej - przekacentowania wartości człowieka. Myślę, że czasy mojego dzieciństwa o tyle były prostsze w dotarciu do siebie o ile uwaga ludzka nie była tak rozproszona, co obecnie.
Człowiek oczywiście nie wiedział kim jest, bo dla natury ludzkiej jest to właściwy proces, człowiek pyta i boi się, lęka niewiedzy o sobie, twierdzi wręcz, że tak pozostanie. Okazuje się jednak, że poszukiwanie i wybieranie dostarcza mu wiedzy o sobie, a nawet widzi, że staje się spokojniejszy, zyskuje dojrzałość i może mówić, że jest mężczyzna, jest kobietą. To stawanie się jest procesem psychicznym i duchowym, choć nie mówi się o tym na pierwszych stronach gazet. Tam mówi się o złamanych szpilkach i dramacie tańca z gwiazdami. Tworzy się ikoniczny wzorzec spełnionych ludzi szczęścia. Nie mówi się o ich duszy, i nie mówi się o twojej duszy.
Bez tego mówienia stajemy się protezą człowieka, który uporczywie musi napełniać się nowinkami, sensacjami, poszukiwaniem miłości w kciukach. Bez tego kciukolandu cierpimy, to cierpienie jest dobre, bo gdy zapytam dlaczego cierpię, dlaczego płacze, dlaczego jestem nieszczęśliwy wtedy dostrzege istnieje przepaści głębi serca, które potrzebuje prawdy o tym, co zaspokaja mnie, co sprawia, że w nocy śpię i jestem szczęśliwy. 
Człowiek musi chcieć więcej, musi wołać, musi szukać.
Wtedy gdy byłem dzieckiem, więcej wokół mnie było ciszy, jakiegoś pozostawienia samemu, może to rodziło przestrzeń do rozmowy z drugim człowiekiem? 
Pytanie dlaczego dziś jest trudniej? Co ta transformacja psychologiczna z nami robi? 
Uczy akcentów w którym wartość tego kim jestem nie rodzi się cicho. 
Ma się rodzić się w bólu, rodzić latami poprzez poszukiwanie odpowiedzi. Czasy obecne uczą szybkich odpowiedzi, uczą ucieczki od bólu egzystencjalnego, bo gdy nie rozumiem siebie to boli, bo budzi wątpliwość i pewność siebie i to jest normalne! 
A ja przecież muszę być pewny siebie, muszę być dobrym towarem i gotowym produktem.

Nie musisz, nie mu, nie musisz...
Kocham Ciebie, idź spokojnie i bądź cierpliwy, dni w których ujrzysz siebie, i dostrzeżesz wartość siebie nadchodzą delikatnie.

:*

sobota, 8 czerwca 2024

Sens

Czy człowiek jest tym który poszukuje nieustannie?? Jedno z zagadnień, które zaprzątają moją głowę to kwestia ludzkiego szczęścia, jego doświadczenie w wyniku, którego człowiek może powiedzieć jestem szczęśliwy. Człowiek nie tyle nawet stwierdza, że tak jest, w jego oczach widać szczęście i coś co sprawia, że widzimy różnice między nim, a innym człowiekiem. Kilka miesięcy temu Marianna G. powiedziała, że ocena ludzkiego szczęścia może być iluzją, gdyż nigdy nie wiemy, czy przypadkiem strapienie nie jest wynikiem zyskiwania zdrowia, że wynika ono z procesu, podobnie i szczęście człowieka do którego trudno nam zajrzeć by stwierdzić, że jest szczęście szczęściem. W moim monodramie poruszam temat braku szczęścia w perspektywie braku widzenia ludzkich łez i smutku, stwierdzam w nim, że łzy są oznakami życia. Podobnie jak trudno było by ziemi wydawać owoce bez kropel deszczu, a przecież zdarza się nam oczekiwać by słońce zawsze świeciło nad naszą głową. 

Zatem szczęście czym jest i kto jest naprawdę szczęśliwy? Kłopot w tym, że każdy upatruje w czym innym szczęście, czy tak powinno być? Czy też nie jest w nas wtłaczana iluzja? Iluzja pomysłu na wszystko? Czy istnieje szczęście w jakimś pierwotnym niezmienionym kształcie?

Moje myślenie o życiu jako prawdziwym, zatrzymało mnie jakiś czas temu na stwierdzeniu, że moje szczęście to doświadczać istnienia Boga i myślę, że do końca nie zdaje sobie sprawy jak wielkim fundamentem mojego bycia teraz jest On Sam. Zatem szczęście to odkrycie istnienia wewnętrznego świata, który nadaje ludzkiemu życiu sens wieczny, musi to być zakorzenione w tym, co tu widoczne jest jako skończone, a tam zawsze trwa.

Jednak jakże sprzeczne z tą wiecznością okazuje się zmaganie z dniem aktualnym? Bo przecież człowiek nie zatrzymuje się, nie może zatrzymywać się na danej tylko metafizyce, musi ona stanowić jego orbitę, ale potrzebuje żyć tu i teraz, teraz działać, teraz zdobywać, teraz znajdywać rozwiązania na 1000 spraw prostych i łatwych, niepoważnych i takich, które pozornie należało by zostawić bo jak to się ma do wieczności...? I to zabieganie i prostowanie tych spraw zabiera jego i wytrąca, wręcz pozbawia go duszy. Życie zatem wcale nie jest takie proste, i to nie chodzi o fakt uciemiężenia nim, a raczej dostrzeżenia, że życie jest polem bitew.

W życie wpisany jest mądry trud, koszt utraty energii, ale w imię tego, co warte jest by istniało, bo przecież zachowanie języka od przekleństw może kosztować sporo energii i nie musimy tego robić, jednak gdy dostrzeżemy, że poprzez język otaczamy się pięknem, upatrując w tym cel, widzimy sens dbania o higienę umysłu, gdyż język powstaje w naszym myśleniu, następnie w sposobie bycia widoczny jest człowiek. Kolejno ku szczęściu ważnym pytaniem jest czego oczekuje od życia, od siebie samego czego ja chcę? Czego pragnę? Gdyż odpowiedzi są niczym kotwice zanurzone w przyszłości, która jest naszym teraz.

Szczęście stanowi jednocześnie aktualizującą się kartkę naszego życia, z planem jej zapisania na jutro i próbą by odczytać to, co w wyniku czytania pozostaje we mnie teraz? Mój umysł także zwrócił uwagę na słowo nie tyle szczęście, co sens, gdyż samo szczęście nie zaczepione jest w Bogu, tak bardzo jak sens. Bo to sens tego, co robię, jak żyje napawa mnie szczęściem, które niejednokrotnie rozpoznaje rozum, a także serce człowieka.

Bo chodź by sama śmierć bliskiej osoby doprowadziła inną do smutku i do nieszczęścia w chwili obecnej to w patrzeniu z perspektywy, może człowieka przytwierdzić to do faktu, głębi życia w wieczności... Oczywiście zakłada to z konieczności pracę człowieka nad tym by uczył się żyć głębiej, doświadczając cierpienia. To że człowiek żyje, wynika z jego poważnego i pełnego przyjęcia własnego jestestwa, że robi on z tym i uprawia je - własne życie - na tyle wytrwale, na tyle angażuje się, że widzi siebie w perspektywie tych zmian i owoców, a jednocześnie doświadcza, że radość, to również cała paleta uczuć, które z pozoru mimo, że są trudne w przyjmowaniu odsłaniają i wyrywają jego serce poza ten świat karząc mu widzieć więcej.




wtorek, 4 czerwca 2024

Od tik do fik

Ostatnio przeszła mnie myśl i pytanie jakiego rodzaju błąd tkwi w nas, że łatwo jest nam grać tę grę zwaną wyścigiem kciuków. Oczywiście nazywam to w sposób metaforyczny, co więcej sam gdzieś w tym jestem, zapewne próbując złapać w tym równowagę, bądź sens, ale też wydobyć ten fenomen fałszu, braku świadomości, bądź faktu, że łatwe jest wszystko to, co nie kosztuje, co nie zmusza do zaangażowania z miarą, iż musimy się napocić by ocalić wartość naszego życia. 

Pisząc wartość naszego życia mam na myśli, wykorzystać dobrze czas 12 h w czasie dnia, by to, co robimy, co czytamy, co oglądamy i co myślimy mogło nas budować i sprawiać, że rośniemy jako człowiek. To z pewnością jest zadaniem i wyzwaniem.

Wrócę jednak to tej pierwszej myśli, która niewątpliwie łączy się z pytaniem jak wykorzystuje te 12 h?

Gdy patrzymy na zdjęcie informujące o tym, co ktoś zrobił, gdzie jest, co je, pojawia się w nas

 a) wartościowanie

Pewna ocena i naturalna odpowiedź umysłu, na to, co zobaczyliśmy. Jeśli to nam zaimponowało, wzbudziło podziw to nawet gdybyśmy tego nie chcieli podświadomie konfrontujemy to z sobą, konfrontujemy własną osobę, własne czyny oraz włącza nam się osąd tej rzeczywistości ułamka wiedzy w całości wiedzy albo jej braku o tej osobie. Jednocześnie sami uczestniczymy w niej jako mimo wszystko bierny oglądacz. Bądź aktywny, który bawi się w te grę. Błąd w tym, że nie widzimy całego zaangażowania tej osoby w czyn, jej intencji działania, jej gotowości do zdobywania wiedzy na swój własny temat, bo nie zyskujemy narzędzi potrzebnych nam do odkrywania samych siebie.

Pierwszym podstawowym zadaniem jakie stoi przed nami to odkryć swoją drogę. Jeśli nie posiedliśmy empirycznej wiedzy dzięki, której jesteśmy przekonani o tym, że praca, zmaganie się z sobą, cierpliwość i potrzeba poszukiwania siebie owocuje odkrywaniem sensu naszego życia. Gdy w ogóle porzuciliśmy tą drogę, wówczas budzi się w nas, albo ukrycie się, do oceny nieważności tego kim jestem, bądź wyniesienia innych do miana pół bogów, których obserwujemy. 

Z całą pewnością wszystko, co człowiek robi, a co jest warte i godne, co jest dobrem domaga się naszego w tym uczestnictwa, tak by zaszła w nas samych sensowna wymiana, komunikacja w świecie naszego pozytywnego ja, a rzeczywistość stworzonej przez drugiego człowieka, wtedy tak naprawdę nigdy nie zatrzymujemy się tylko na samym człowieku, ale na tym, do czego on mógł mnie zaprosić, a zaprasza zawsze do czegoś większego niż on sam.

Zatem jeśli coś publikuje, o czymś informuje istnieje potrzeba zaproszenia na dobro, pobycia, jeśli informuje o postępach w zmianach mojego ciała to prawdą jest, że nie odkrywam przed nikim Jego duchowości, nie tworzę perspektywy spojrzenia na człowieka jako całość, a raczej informuje, że mam fajny brzuch. Ostatnio widziałem na Instagramie mężczyznę w moim wieku, ciało miał niemalże jak Arnold za czasów gdy zdobywam laury. Zauważam, że istnieje pewna trudność aby z wymiaru, że zobaczyłem to ciało - istotnie nie człowieka, ale ciało, abym mógł coś z tym zobaczeniem zrobić? 

Właściwie po, co mi to widzieć? Budzi się podziw, który nie prowadzi do czegoś więcej, chyba, że inspiruje, tu jednak jest potrzeba spotkania, odkrycia całości mechanizmów ludzkiej determinacji i celu jaki sobie postawił i dlaczego? W tym mówimy o nim, a co ze mną odbiorcą?

Czy w 1000 takich obrazów, informacji, kto, gdzie i za ile, widzę swoje własne życie? Prawdą jest, że w 99% nie potrafimy mieć gotowego umysłu by móc to zidentyfikować w sobie, fakt, co te informacje o osobach, które niemalże w ogóle nie znam mi dają, a mówiąc wprost, co  mi zabierają.

b) dobro z którego korzystam

Teraz odniosą się do takich działań, dzięki którym otrzymuje w miarę możliwości obraz pełniejszy tego, co mi jest pokazywane. Tu mówimy o takim działaniu, które podyktowane jest faktem wartości i celu świadomego twórcy, twórcy, który chce widzieć się, chce porozmawiać z drugim człowiekiem i który pragnie przede wszystkim spotkać się z człowiekiem.

Tu na ile moja ocena tego będzie pewną wariacja z punktem a) jest wynikiem mojego wysiłku we własne życie, wynikiem mojej pracy 

c) idol, ikona

Musimy zdawać sobie sprawę z faktu, iż świat mediów zestawia tak tą rzeczywistość byśmy patrząc nie widzieli ludzi a pół bogów, to, Ci którzy są kreowani, którzy są nośnikami opiniotwórczymi, gdyż są znani. Słowo znani tworzy otoczkę wokół tych ludzi, która podświadomie informuje nas, że to ktoś inny. To jednak nie są autorytety tylko błędy naszego myślenia o rzeczywistości w której żyjemy. Gdy poznałem Pana Krzysztofa, to, co pozostaje we mnie to Jego szczere poszukiwanie dobra, to wiedza, że czemuś oddał swoje serce, to nie zasłonięcie sobą rzeczywistości ducha. I tu dochodzimy do sedna, jeśli świadomie nie rozpoczniemy pracy nad własną duchowością, która zawsze zaczyna się od głębi pytania kim jestem? Wówczas pozostaniemy tylko na poziomie zjadania produktów krzywizn rzeczywistości odartych z prawdy o człowieku.


Życzę Wam i sobie życia, budowania i napełniania się wartością, która nigdy nie smuci, a podnosi i ocala ludzkie piękno i godność.





Dzień dziecka

Nigdy nie można powiedzieć, że miłości nie ma, ona jest, lecz jest przepływem, który czasem trudno zauważyć, gdy po drodze do źródła, nasze stopy czują kamienie i głazy obok. Gdy zatrzymamy swój wzrok na tym, co obok źródła, na bolącej stopie, dzięki, której przecież możemy iść wzdłuż strumienia, wówczas stracimy puls bicia naszego serca. Puls częstotliwości oddechu serca miłością, która zawsze jest, choćby miał się jedynie tlić płomień. Zawsze ma możliwość by ogrzewać i rosnąć w nas. Pytanie, czy chcemy zatrzymać się przy mieliźnie? Czy iść wyżej, czy ujrzeliśmy tę miłość w naszym życiu? Czy widzieliśmy, że ona była i jest. Ludzkie dziecięctwo jest niezbywalnym czasem w którym miłość przenika do istoty nas samych nasze serca, to czas karmienia. To czas karmienia, gdyż nigdy później człowiek nie poddaje się tak wolno objęciom miłości jak z chwil gdy był dzieckiem, jest jak gdyby na równi duszą i ciałem, dlatego miłość jest widocznym wtedy oddechem. 

Zachować w sobie duszę dziecka, która jest wieczna. To potrzeba każdej chwili.






Egzystencja

Myślę, że wszystko, kim człowiek jest i co robi - posiada w sobie niezbywalną tajemnice sensu, który istnieje głęboko w naszym sercu. Myślę, że kwestia odnalezienia siebie w życiu to wielka sprawa, odnalezienia powodów, dlaczego zajmujemy się takimi, a nie innymi sprawami w życiu. Byłem ostatnie kilka dni w Bieszczadach, rozmawiałem z moim bliskim ks. Romanem m.in o stawaniu się, odkrywaniu siebie, jest to proces, poszukiwania prawdy o sobie, prawdy cichej można by rzec, prawdy której się nie stopniuje ocenami, jest to prawda egzystencjalna. Człowiek jest tajemnicą mówił św. Ojciec Pio,

Myślę, też, że jedna z najważniejszych rzeczy, którą musimy posiadać, którą potrzebujemy to Odwaga! którą trzeba nabyć by wydobyć z tej ziemi  tożsamość. Zdjęcie poniżej ma dla mnie wartość, która m.in. sprawiła wtedy, ale i dziś do niej wracam, że moje serce żyło i było silne by walczyć! 

Tę siłę dziecko czerpie m.in z korzeni z których wyrasta. Pamiętam szczęśliwe chwile u Dziadków, kiedy - wtedy człowiek tego nie wie, napełniamy się miłością, która zasila naszą duszę - tak wspominam tamten czas, czas bycia z Babcią. W minioną sobotę zmarła. Na zdjęciu trzyma mnie na rękach, a obok jest Beata, Iwona, moje kuzynki i Magda siostra. W czasie pożegnania Babci, spojrzałem na Nią i zobaczyłem jak z Jej Ciała uleciała dusza, w sposób tajemnicy naszego przemijania. Wiem, że człowiek młody, nie myśli o śmierci, bo tworzy to teraz w sposób jak gdyby nigdy miał nie zgasnąć, zdobywa każdą chwilą, a obok ludzie obcy odchodzą, ludzie wielcy, ludzie nam nieznani, ludzie, których świat ogłosił wielkimi, podczas gdy śmierć gaś każdą historię i zrównuje do prawdy, której z tej perspektywy nie widzimy.

Istnieje życie w którym patrząc widzimy i inne w którym patrząc jesteśmy ślepi. Niech ten post będzie wołaniem, wspomnieniem, może nie pożegnaniem z Babcią bo już to zrobiłem, ale wołaniem by Wasze serca żyły.

Ps. Zawsze odwracałem się po dziesięć razy gdy szedłem na piechotę z Wańkowej do Ustrzyk Dolnych łapiąc stopa, bo autobusy nie jeździły. Babcia zawsze stała i śmiała się że z odległości 100 - 200 m nadal się odwracam. Ta ziemia, tamten czas był szczęśliwy i minął, lecz tworzył serca, tworzył ludzi. Dziś wiem, że ja mogę dać go bliskim córce. Wierzę, że moja Babcia słyszy mnie, bo nie byłem przy niej gdy umierała, ale myślę, że człowiek po tamtej stronie widzi wszystko, co mu umyka za życia.

Istnieje w tym życiu też pewna tajemnica braku miłości, która powoduje, że po latach trudniej jest nam zbliżyć się do siebie, zrozumieć. Myślę, że trafiłem na czas gdy mogłem nakarmić się miłością, pamiętając, że to była miłość.

Babcia Stanisława 🕊️