sobota, 8 czerwca 2024

Sens

Czy człowiek jest tym który poszukuje nieustannie?? Jedno z zagadnień, które zaprzątają moją głowę to kwestia ludzkiego szczęścia, jego doświadczenie w wyniku, którego człowiek może powiedzieć jestem szczęśliwy. Człowiek nie tyle nawet stwierdza, że tak jest, w jego oczach widać szczęście i coś co sprawia, że widzimy różnice między nim, a innym człowiekiem. Kilka miesięcy temu Marianna G. powiedziała, że ocena ludzkiego szczęścia może być iluzją, gdyż nigdy nie wiemy, czy przypadkiem strapienie nie jest wynikiem zyskiwania zdrowia, że wynika ono z procesu, podobnie i szczęście człowieka do którego trudno nam zajrzeć by stwierdzić, że jest szczęście szczęściem. W moim monodramie poruszam temat braku szczęścia w perspektywie braku widzenia ludzkich łez i smutku, stwierdzam w nim, że łzy są oznakami życia. Podobnie jak trudno było by ziemi wydawać owoce bez kropel deszczu, a przecież zdarza się nam oczekiwać by słońce zawsze świeciło nad naszą głową. 

Zatem szczęście czym jest i kto jest naprawdę szczęśliwy? Kłopot w tym, że każdy upatruje w czym innym szczęście, czy tak powinno być? Czy też nie jest w nas wtłaczana iluzja? Iluzja pomysłu na wszystko? Czy istnieje szczęście w jakimś pierwotnym niezmienionym kształcie?

Moje myślenie o życiu jako prawdziwym, zatrzymało mnie jakiś czas temu na stwierdzeniu, że moje szczęście to doświadczać istnienia Boga i myślę, że do końca nie zdaje sobie sprawy jak wielkim fundamentem mojego bycia teraz jest On Sam. Zatem szczęście to odkrycie istnienia wewnętrznego świata, który nadaje ludzkiemu życiu sens wieczny, musi to być zakorzenione w tym, co tu widoczne jest jako skończone, a tam zawsze trwa.

Jednak jakże sprzeczne z tą wiecznością okazuje się zmaganie z dniem aktualnym? Bo przecież człowiek nie zatrzymuje się, nie może zatrzymywać się na danej tylko metafizyce, musi ona stanowić jego orbitę, ale potrzebuje żyć tu i teraz, teraz działać, teraz zdobywać, teraz znajdywać rozwiązania na 1000 spraw prostych i łatwych, niepoważnych i takich, które pozornie należało by zostawić bo jak to się ma do wieczności...? I to zabieganie i prostowanie tych spraw zabiera jego i wytrąca, wręcz pozbawia go duszy. Życie zatem wcale nie jest takie proste, i to nie chodzi o fakt uciemiężenia nim, a raczej dostrzeżenia, że życie jest polem bitew.

W życie wpisany jest mądry trud, koszt utraty energii, ale w imię tego, co warte jest by istniało, bo przecież zachowanie języka od przekleństw może kosztować sporo energii i nie musimy tego robić, jednak gdy dostrzeżemy, że poprzez język otaczamy się pięknem, upatrując w tym cel, widzimy sens dbania o higienę umysłu, gdyż język powstaje w naszym myśleniu, następnie w sposobie bycia widoczny jest człowiek. Kolejno ku szczęściu ważnym pytaniem jest czego oczekuje od życia, od siebie samego czego ja chcę? Czego pragnę? Gdyż odpowiedzi są niczym kotwice zanurzone w przyszłości, która jest naszym teraz.

Szczęście stanowi jednocześnie aktualizującą się kartkę naszego życia, z planem jej zapisania na jutro i próbą by odczytać to, co w wyniku czytania pozostaje we mnie teraz? Mój umysł także zwrócił uwagę na słowo nie tyle szczęście, co sens, gdyż samo szczęście nie zaczepione jest w Bogu, tak bardzo jak sens. Bo to sens tego, co robię, jak żyje napawa mnie szczęściem, które niejednokrotnie rozpoznaje rozum, a także serce człowieka.

Bo chodź by sama śmierć bliskiej osoby doprowadziła inną do smutku i do nieszczęścia w chwili obecnej to w patrzeniu z perspektywy, może człowieka przytwierdzić to do faktu, głębi życia w wieczności... Oczywiście zakłada to z konieczności pracę człowieka nad tym by uczył się żyć głębiej, doświadczając cierpienia. To że człowiek żyje, wynika z jego poważnego i pełnego przyjęcia własnego jestestwa, że robi on z tym i uprawia je - własne życie - na tyle wytrwale, na tyle angażuje się, że widzi siebie w perspektywie tych zmian i owoców, a jednocześnie doświadcza, że radość, to również cała paleta uczuć, które z pozoru mimo, że są trudne w przyjmowaniu odsłaniają i wyrywają jego serce poza ten świat karząc mu widzieć więcej.




wtorek, 4 czerwca 2024

Od tik do fik

Ostatnio przeszła mnie myśl i pytanie jakiego rodzaju błąd tkwi w nas, że łatwo jest nam grać tę grę zwaną wyścigiem kciuków. Oczywiście nazywam to w sposób metaforyczny, co więcej sam gdzieś w tym jestem, zapewne próbując złapać w tym równowagę, bądź sens, ale też wydobyć ten fenomen fałszu, braku świadomości, bądź faktu, że łatwe jest wszystko to, co nie kosztuje, co nie zmusza do zaangażowania z miarą, iż musimy się napocić by ocalić wartość naszego życia. 

Pisząc wartość naszego życia mam na myśli, wykorzystać dobrze czas 12 h w czasie dnia, by to, co robimy, co czytamy, co oglądamy i co myślimy mogło nas budować i sprawiać, że rośniemy jako człowiek. To z pewnością jest zadaniem i wyzwaniem.

Wrócę jednak to tej pierwszej myśli, która niewątpliwie łączy się z pytaniem jak wykorzystuje te 12 h?

Gdy patrzymy na zdjęcie informujące o tym, co ktoś zrobił, gdzie jest, co je, pojawia się w nas

 a) wartościowanie

Pewna ocena i naturalna odpowiedź umysłu, na to, co zobaczyliśmy. Jeśli to nam zaimponowało, wzbudziło podziw to nawet gdybyśmy tego nie chcieli podświadomie konfrontujemy to z sobą, konfrontujemy własną osobę, własne czyny oraz włącza nam się osąd tej rzeczywistości ułamka wiedzy w całości wiedzy albo jej braku o tej osobie. Jednocześnie sami uczestniczymy w niej jako mimo wszystko bierny oglądacz. Bądź aktywny, który bawi się w te grę. Błąd w tym, że nie widzimy całego zaangażowania tej osoby w czyn, jej intencji działania, jej gotowości do zdobywania wiedzy na swój własny temat, bo nie zyskujemy narzędzi potrzebnych nam do odkrywania samych siebie.

Pierwszym podstawowym zadaniem jakie stoi przed nami to odkryć swoją drogę. Jeśli nie posiedliśmy empirycznej wiedzy dzięki, której jesteśmy przekonani o tym, że praca, zmaganie się z sobą, cierpliwość i potrzeba poszukiwania siebie owocuje odkrywaniem sensu naszego życia. Gdy w ogóle porzuciliśmy tą drogę, wówczas budzi się w nas, albo ukrycie się, do oceny nieważności tego kim jestem, bądź wyniesienia innych do miana pół bogów, których obserwujemy. 

Z całą pewnością wszystko, co człowiek robi, a co jest warte i godne, co jest dobrem domaga się naszego w tym uczestnictwa, tak by zaszła w nas samych sensowna wymiana, komunikacja w świecie naszego pozytywnego ja, a rzeczywistość stworzonej przez drugiego człowieka, wtedy tak naprawdę nigdy nie zatrzymujemy się tylko na samym człowieku, ale na tym, do czego on mógł mnie zaprosić, a zaprasza zawsze do czegoś większego niż on sam.

Zatem jeśli coś publikuje, o czymś informuje istnieje potrzeba zaproszenia na dobro, pobycia, jeśli informuje o postępach w zmianach mojego ciała to prawdą jest, że nie odkrywam przed nikim Jego duchowości, nie tworzę perspektywy spojrzenia na człowieka jako całość, a raczej informuje, że mam fajny brzuch. Ostatnio widziałem na Instagramie mężczyznę w moim wieku, ciało miał niemalże jak Arnold za czasów gdy zdobywam laury. Zauważam, że istnieje pewna trudność aby z wymiaru, że zobaczyłem to ciało - istotnie nie człowieka, ale ciało, abym mógł coś z tym zobaczeniem zrobić? 

Właściwie po, co mi to widzieć? Budzi się podziw, który nie prowadzi do czegoś więcej, chyba, że inspiruje, tu jednak jest potrzeba spotkania, odkrycia całości mechanizmów ludzkiej determinacji i celu jaki sobie postawił i dlaczego? W tym mówimy o nim, a co ze mną odbiorcą?

Czy w 1000 takich obrazów, informacji, kto, gdzie i za ile, widzę swoje własne życie? Prawdą jest, że w 99% nie potrafimy mieć gotowego umysłu by móc to zidentyfikować w sobie, fakt, co te informacje o osobach, które niemalże w ogóle nie znam mi dają, a mówiąc wprost, co  mi zabierają.

b) dobro z którego korzystam

Teraz odniosą się do takich działań, dzięki którym otrzymuje w miarę możliwości obraz pełniejszy tego, co mi jest pokazywane. Tu mówimy o takim działaniu, które podyktowane jest faktem wartości i celu świadomego twórcy, twórcy, który chce widzieć się, chce porozmawiać z drugim człowiekiem i który pragnie przede wszystkim spotkać się z człowiekiem.

Tu na ile moja ocena tego będzie pewną wariacja z punktem a) jest wynikiem mojego wysiłku we własne życie, wynikiem mojej pracy 

c) idol, ikona

Musimy zdawać sobie sprawę z faktu, iż świat mediów zestawia tak tą rzeczywistość byśmy patrząc nie widzieli ludzi a pół bogów, to, Ci którzy są kreowani, którzy są nośnikami opiniotwórczymi, gdyż są znani. Słowo znani tworzy otoczkę wokół tych ludzi, która podświadomie informuje nas, że to ktoś inny. To jednak nie są autorytety tylko błędy naszego myślenia o rzeczywistości w której żyjemy. Gdy poznałem Pana Krzysztofa, to, co pozostaje we mnie to Jego szczere poszukiwanie dobra, to wiedza, że czemuś oddał swoje serce, to nie zasłonięcie sobą rzeczywistości ducha. I tu dochodzimy do sedna, jeśli świadomie nie rozpoczniemy pracy nad własną duchowością, która zawsze zaczyna się od głębi pytania kim jestem? Wówczas pozostaniemy tylko na poziomie zjadania produktów krzywizn rzeczywistości odartych z prawdy o człowieku.


Życzę Wam i sobie życia, budowania i napełniania się wartością, która nigdy nie smuci, a podnosi i ocala ludzkie piękno i godność.





Dzień dziecka

Nigdy nie można powiedzieć, że miłości nie ma, ona jest, lecz jest przepływem, który czasem trudno zauważyć, gdy po drodze do źródła, nasze stopy czują kamienie i głazy obok. Gdy zatrzymamy swój wzrok na tym, co obok źródła, na bolącej stopie, dzięki, której przecież możemy iść wzdłuż strumienia, wówczas stracimy puls bicia naszego serca. Puls częstotliwości oddechu serca miłością, która zawsze jest, choćby miał się jedynie tlić płomień. Zawsze ma możliwość by ogrzewać i rosnąć w nas. Pytanie, czy chcemy zatrzymać się przy mieliźnie? Czy iść wyżej, czy ujrzeliśmy tę miłość w naszym życiu? Czy widzieliśmy, że ona była i jest. Ludzkie dziecięctwo jest niezbywalnym czasem w którym miłość przenika do istoty nas samych nasze serca, to czas karmienia. To czas karmienia, gdyż nigdy później człowiek nie poddaje się tak wolno objęciom miłości jak z chwil gdy był dzieckiem, jest jak gdyby na równi duszą i ciałem, dlatego miłość jest widocznym wtedy oddechem. 

Zachować w sobie duszę dziecka, która jest wieczna. To potrzeba każdej chwili.






Egzystencja

Myślę, że wszystko, kim człowiek jest i co robi - posiada w sobie niezbywalną tajemnice sensu, który istnieje głęboko w naszym sercu. Myślę, że kwestia odnalezienia siebie w życiu to wielka sprawa, odnalezienia powodów, dlaczego zajmujemy się takimi, a nie innymi sprawami w życiu. Byłem ostatnie kilka dni w Bieszczadach, rozmawiałem z moim bliskim ks. Romanem m.in o stawaniu się, odkrywaniu siebie, jest to proces, poszukiwania prawdy o sobie, prawdy cichej można by rzec, prawdy której się nie stopniuje ocenami, jest to prawda egzystencjalna. Człowiek jest tajemnicą mówił św. Ojciec Pio,

Myślę, też, że jedna z najważniejszych rzeczy, którą musimy posiadać, którą potrzebujemy to Odwaga! którą trzeba nabyć by wydobyć z tej ziemi  tożsamość. Zdjęcie poniżej ma dla mnie wartość, która m.in. sprawiła wtedy, ale i dziś do niej wracam, że moje serce żyło i było silne by walczyć! 

Tę siłę dziecko czerpie m.in z korzeni z których wyrasta. Pamiętam szczęśliwe chwile u Dziadków, kiedy - wtedy człowiek tego nie wie, napełniamy się miłością, która zasila naszą duszę - tak wspominam tamten czas, czas bycia z Babcią. W minioną sobotę zmarła. Na zdjęciu trzyma mnie na rękach, a obok jest Beata, Iwona, moje kuzynki i Magda siostra. W czasie pożegnania Babci, spojrzałem na Nią i zobaczyłem jak z Jej Ciała uleciała dusza, w sposób tajemnicy naszego przemijania. Wiem, że człowiek młody, nie myśli o śmierci, bo tworzy to teraz w sposób jak gdyby nigdy miał nie zgasnąć, zdobywa każdą chwilą, a obok ludzie obcy odchodzą, ludzie wielcy, ludzie nam nieznani, ludzie, których świat ogłosił wielkimi, podczas gdy śmierć gaś każdą historię i zrównuje do prawdy, której z tej perspektywy nie widzimy.

Istnieje życie w którym patrząc widzimy i inne w którym patrząc jesteśmy ślepi. Niech ten post będzie wołaniem, wspomnieniem, może nie pożegnaniem z Babcią bo już to zrobiłem, ale wołaniem by Wasze serca żyły.

Ps. Zawsze odwracałem się po dziesięć razy gdy szedłem na piechotę z Wańkowej do Ustrzyk Dolnych łapiąc stopa, bo autobusy nie jeździły. Babcia zawsze stała i śmiała się że z odległości 100 - 200 m nadal się odwracam. Ta ziemia, tamten czas był szczęśliwy i minął, lecz tworzył serca, tworzył ludzi. Dziś wiem, że ja mogę dać go bliskim córce. Wierzę, że moja Babcia słyszy mnie, bo nie byłem przy niej gdy umierała, ale myślę, że człowiek po tamtej stronie widzi wszystko, co mu umyka za życia.

Istnieje w tym życiu też pewna tajemnica braku miłości, która powoduje, że po latach trudniej jest nam zbliżyć się do siebie, zrozumieć. Myślę, że trafiłem na czas gdy mogłem nakarmić się miłością, pamiętając, że to była miłość.

Babcia Stanisława 🕊️