wtorek, 4 czerwca 2024

Od tik do fik

Ostatnio przeszła mnie myśl i pytanie jakiego rodzaju błąd tkwi w nas, że łatwo jest nam grać tę grę zwaną wyścigiem kciuków. Oczywiście nazywam to w sposób metaforyczny, co więcej sam gdzieś w tym jestem, zapewne próbując złapać w tym równowagę, bądź sens, ale też wydobyć ten fenomen fałszu, braku świadomości, bądź faktu, że łatwe jest wszystko to, co nie kosztuje, co nie zmusza do zaangażowania z miarą, iż musimy się napocić by ocalić wartość naszego życia. 

Pisząc wartość naszego życia mam na myśli, wykorzystać dobrze czas 12 h w czasie dnia, by to, co robimy, co czytamy, co oglądamy i co myślimy mogło nas budować i sprawiać, że rośniemy jako człowiek. To z pewnością jest zadaniem i wyzwaniem.

Wrócę jednak to tej pierwszej myśli, która niewątpliwie łączy się z pytaniem jak wykorzystuje te 12 h?

Gdy patrzymy na zdjęcie informujące o tym, co ktoś zrobił, gdzie jest, co je, pojawia się w nas

 a) wartościowanie

Pewna ocena i naturalna odpowiedź umysłu, na to, co zobaczyliśmy. Jeśli to nam zaimponowało, wzbudziło podziw to nawet gdybyśmy tego nie chcieli podświadomie konfrontujemy to z sobą, konfrontujemy własną osobę, własne czyny oraz włącza nam się osąd tej rzeczywistości ułamka wiedzy w całości wiedzy albo jej braku o tej osobie. Jednocześnie sami uczestniczymy w niej jako mimo wszystko bierny oglądacz. Bądź aktywny, który bawi się w te grę. Błąd w tym, że nie widzimy całego zaangażowania tej osoby w czyn, jej intencji działania, jej gotowości do zdobywania wiedzy na swój własny temat, bo nie zyskujemy narzędzi potrzebnych nam do odkrywania samych siebie.

Pierwszym podstawowym zadaniem jakie stoi przed nami to odkryć swoją drogę. Jeśli nie posiedliśmy empirycznej wiedzy dzięki, której jesteśmy przekonani o tym, że praca, zmaganie się z sobą, cierpliwość i potrzeba poszukiwania siebie owocuje odkrywaniem sensu naszego życia. Gdy w ogóle porzuciliśmy tą drogę, wówczas budzi się w nas, albo ukrycie się, do oceny nieważności tego kim jestem, bądź wyniesienia innych do miana pół bogów, których obserwujemy. 

Z całą pewnością wszystko, co człowiek robi, a co jest warte i godne, co jest dobrem domaga się naszego w tym uczestnictwa, tak by zaszła w nas samych sensowna wymiana, komunikacja w świecie naszego pozytywnego ja, a rzeczywistość stworzonej przez drugiego człowieka, wtedy tak naprawdę nigdy nie zatrzymujemy się tylko na samym człowieku, ale na tym, do czego on mógł mnie zaprosić, a zaprasza zawsze do czegoś większego niż on sam.

Zatem jeśli coś publikuje, o czymś informuje istnieje potrzeba zaproszenia na dobro, pobycia, jeśli informuje o postępach w zmianach mojego ciała to prawdą jest, że nie odkrywam przed nikim Jego duchowości, nie tworzę perspektywy spojrzenia na człowieka jako całość, a raczej informuje, że mam fajny brzuch. Ostatnio widziałem na Instagramie mężczyznę w moim wieku, ciało miał niemalże jak Arnold za czasów gdy zdobywam laury. Zauważam, że istnieje pewna trudność aby z wymiaru, że zobaczyłem to ciało - istotnie nie człowieka, ale ciało, abym mógł coś z tym zobaczeniem zrobić? 

Właściwie po, co mi to widzieć? Budzi się podziw, który nie prowadzi do czegoś więcej, chyba, że inspiruje, tu jednak jest potrzeba spotkania, odkrycia całości mechanizmów ludzkiej determinacji i celu jaki sobie postawił i dlaczego? W tym mówimy o nim, a co ze mną odbiorcą?

Czy w 1000 takich obrazów, informacji, kto, gdzie i za ile, widzę swoje własne życie? Prawdą jest, że w 99% nie potrafimy mieć gotowego umysłu by móc to zidentyfikować w sobie, fakt, co te informacje o osobach, które niemalże w ogóle nie znam mi dają, a mówiąc wprost, co  mi zabierają.

b) dobro z którego korzystam

Teraz odniosą się do takich działań, dzięki którym otrzymuje w miarę możliwości obraz pełniejszy tego, co mi jest pokazywane. Tu mówimy o takim działaniu, które podyktowane jest faktem wartości i celu świadomego twórcy, twórcy, który chce widzieć się, chce porozmawiać z drugim człowiekiem i który pragnie przede wszystkim spotkać się z człowiekiem.

Tu na ile moja ocena tego będzie pewną wariacja z punktem a) jest wynikiem mojego wysiłku we własne życie, wynikiem mojej pracy 

c) idol, ikona

Musimy zdawać sobie sprawę z faktu, iż świat mediów zestawia tak tą rzeczywistość byśmy patrząc nie widzieli ludzi a pół bogów, to, Ci którzy są kreowani, którzy są nośnikami opiniotwórczymi, gdyż są znani. Słowo znani tworzy otoczkę wokół tych ludzi, która podświadomie informuje nas, że to ktoś inny. To jednak nie są autorytety tylko błędy naszego myślenia o rzeczywistości w której żyjemy. Gdy poznałem Pana Krzysztofa, to, co pozostaje we mnie to Jego szczere poszukiwanie dobra, to wiedza, że czemuś oddał swoje serce, to nie zasłonięcie sobą rzeczywistości ducha. I tu dochodzimy do sedna, jeśli świadomie nie rozpoczniemy pracy nad własną duchowością, która zawsze zaczyna się od głębi pytania kim jestem? Wówczas pozostaniemy tylko na poziomie zjadania produktów krzywizn rzeczywistości odartych z prawdy o człowieku.


Życzę Wam i sobie życia, budowania i napełniania się wartością, która nigdy nie smuci, a podnosi i ocala ludzkie piękno i godność.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz